Bycie na „ty” wśród żeglarzy czyli opowieść o tym jak mnie Wujek Wiesiek nauczył…
Wiesiek był jednym z wujków, których w ilości hurtowej „dostałam” po tym jak moi rodzicie zaczęli zabierać mnie na żeglarskie, weekendowe wypady na żagle. Należeli do klubu żeglarskiego założonego przy zakładzie pracy w latach osiemdziesiątych. Z czasem, klubowicze zaczęli zabierać nad jezioro swoje około dziesięcioletnie dzieci. Wśród kilkunastu wujków i kilkunastu cioć, biegało nas kilkoro, i tworzyliśmy wielką, żeglarską rodzinę.
Wujek Wiesiek jako jeden z pierwszych zaczął zabierać „dzieciarnię”, jak nas czule nazywali rodzice, na swoją jedyną na jeziorze, drewnianą omegę o dźwięcznej nazwie Cirrus. Był to małomówny, trochę niedostępny mężczyzna w wieku około 35 lat. Jego oschłość była jednak pozorna, ponieważ po bliższym poznaniu był to bardzo pogodny człowiek. „Dzieciarnię” traktował po wojskowemu i pierwsza lekcja żeglarstwa była bez taryfy ulgowej.
Nieformalnie, ale jednak… komendy trzeba było wydawać.
– Wujku, balast na prawo!
– Wujku, prawy foka szot wybieraj!
– Wujku, czy mógłby wujek…
Wujek Wiesiek w końcu nie wytrzymał: – Jak mnie jeszcze raz „trzaśniesz” „wujkiem” to Cię tak trzasnę bomem, że wylecisz za burtę! – wrzasnął na mnie. Jedenastoletniej, dobrze wychowanej dziewczynce oczy stanęły w słup.
– To jak mam mówić? – zapytałam.
– Wiesiek jestem!
Środek jeziora, rodzice na lądzie, znikąd pomocy, a wściekły wujek gotów spełnić swoją groźbę (wtedy w to wierzyłam). Nie było łatwo, ale w końcu żeglarstwo to szkoła życia.
– No to Wwwwwiesiek, wybieraj foka.
Tego dnia moi rodzice ze zdumieniem usłyszeli, jak ich dziecko zaczyna zwracać się do niektórych wujków i cioć po imieniu. Wiesiek nauczał nie tylko sztuki żeglowania, ale sztuki żeglarskiego życia. Od tamtej pory z każdym żeglarzem jestem na „ty” niezależnie od jego wieku. Z każdym, kto to akceptuje, i kto tak jak Wiesiek uważa, że żeglarstwo łączy ludzi na tyle, by być ze sobą na „ty”, niezależnie od różnic wiekowych, nie tracąc wcale na szacunku wobec siebie, szczególnie wobec starszej osoby. Bo nie jest ważne czy mówisz „ty” czy „proszę pana” – ważne czy wypowiadasz to z szacunkiem.
Czasem jednak spotykam na swej drodze żeglarzy, którzy są ode mnie dużo starsi i bogatsi doświadczeniem. I wobec nich znów trudno mi się przemóc i mówić po imieniu, mimo, że to sami proponują. Wtedy niektórzy z nich „mszczą się” zwracając się do mnie „szanowna pani Malino”. Wówczas wiem, że mam do czynienia z kolejnym Wieśkiem, z którym lepiej nie zadzierać i – zgodnie z prośbą – przechodzę z nim na „ty”.
Alina Malina