Okiełznanie Smoka czyli sterowanie największym polskim żaglowcem
Dar Młodzieży jest naprawdę wielki. Stojąc na mostu, w kabinie nawigacyjnej, prawie nie widać dziobu. Mostek to centrum dowodzenia, gdzie znajduje się wiele ?magicznych? urządzeń typu radary, navtexy, GPSy, Radio, C-mapy….. Są też zwykłe mapy papierowe. Czymś co mnie najbardziej pociągało był jednak ster. Ten, którym się kieruje podczas płynięcia na silniku znajduje się w środku kabiny nawigacyjnej i jest wielkością podobny do kierownicy samochodowej. Sterowanie za pomocą kciuków Wielkim Żaglowcem – bezcenne. Ten ster ze wspomaganiem działa tak delikatnie, że wystarczy ucisk kciuka lub nadgarstka, by Żaglowiec zmienił kurs.
Udało mi się wynegocjować sterowanie Darem przez godzinę podczas płynięcia z pilotem na trasie Szczecin – Świnoujście. Wąskie przejścia, tuż obok mielizny. Jak przejęłam stery to widziałam niepewną minę chifa… Ale komendant się zgodził, nie było możliwości zmiany JEGO decyzji 🙂 Przez pierwsze 10 minut pociłam się jak mysz, a uczący mnie i pomagający Instruktor Tobiasz co chwilę korygował mój kurs, albo szturchał mnie znacząco, że powinnam coś odpowiedzieć pilotowi wydającemu mi komendę zmiany kursu (o jeden stopień!).
Pilot: trzy, pięć, osiem.
Ja: trzy, pięć, osiem.
Jak po chwili miałam kurs 358 mówiłam: jest trzy, pięć, osiem.
Pilot: dziękuję.
Pilotów de facto było dwóch i ze sobą prowadzili niemal non stop ożywioną dyskusję na tematy dowolne. Z tego natłoku słów nauczyłam się wyławiać te zaczynające się od trzy…. Ja robiłam swoje, a pilotom nie przeszkadzało to w dalszej rozmowie i uważnemu śledzeniu tego co się dzieje dookoła statku. Nauczyłam się, że ja również mam nie zważać na ich rozmowy i mówić swoją kwestię w dowolnym momencie pilot ‚wyławiał’ moje słowa i w pół zdania zwróconego do drugiego pilota, rzucał w moją stronę podziękowanie, oznaczające, że usłyszał.
Ster przekazali mi jak było trochę szerzej i – jak by co – był czas na wyrwanie mi kółka i korektę kursu. Ale jak udowodniłam, że nie jestem wielbłądem (znowu) i daję radę zmieniać kurs o jeden stopień, a nawet o pół, radzić sobie z prądem rzeki i zmiennością decyzji pilota (kurs trzy, pięć, cztery? hmmm, trzy, pięć, siedem, hmmm nie, trzy, pięć, sześć) to mi nie zabrali steru nawet po wejściu na ostatnie kręte i wąskie ścieżki przed Świnoujściem. A tam zakrętów tyle… już nie było podawania dokładnego kursu, tylko wychylanie steru po 5-10 stopni na prawą lub lewą burtę. To dopiero były wiraże. Jeden większy błąd (mój lub pilota) i byśmy się mogli znaleźć za blisko brzegu, który był tuż tuż. A szliśmy z prędkością … no sporą 🙂
Naprawdę ekscytujące.
Malina